Do naszego krakowskiego biura projektowego przed dwoma tygodniami dołączyła nowa pani architekt, na którą wszyscy mężczyźni w firmie z miejsca zwrócili uwagę. Bianka jest bardzo atrakcyjną młodą kobietą, która nie dość, że jest jeszcze mądra, to do tego bardzo sympatyczna. Cóż mogę więcej powiedzieć – połączenie idealne. Z chwilą, gdy do zespołu projektantów dołączyła Bianka, wśród dotychczasowych pracowników zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Każdy z osobna zaczął próbować zrobić na Biance jakieś piorunujące wrażenie lub pokazać się z jak najlepszej strony. Wyglądało to jak stroszenie piórek u kogutów, którzy walczą między sobą o jakąś szczególnie atrakcyjną młodą kurkę. Łatwo było mi to wszystko obserwować, bo oprócz Bianki jestem jedyną panią projektant w biurze, projektant Kraków. Niestety, ja mam już swoje lata i na pewno nie jestem tak atrakcyjna, jak nowa koleżanka, dlatego mnie nigdy nikt nie adorował z podobnym zaangażowaniem. W żadnym wypadku nie jestem zazdrosna, tylko zwyczajnie współczuję Biance, która musi znosić te wszystkie awanse i końskie zaloty. Parę razy udało mi się z nią porozmawiać na osobności i wysłuchać jej skarg na to, że przez ciągłą obecność kolegów z pracy przy jej biurku, nie może odpowiednio wykonywać swoich obowiązków. Poleciłam jej, żeby przy najbliższej sposobności powiedziała, że wczoraj znalazła chłopaka lub narzeczonego. To powinno ostudzić zapał adoratorów, chociaż nigdy nic nie wiadomo. Ponoć zakazany owoc smakuje najlepiej.